środa, 13 lipca 2016

Prolog


         Zapewne po raz ostatni była w tym miejscu. Ciemnobrązowe oczy dziewczyny z pewną dozą melancholii spoczywały na każdym obiekcie w pokoju. Wszystko - każda rzecz czy drobiazg - począwszy od tapety w kwiatowe wzory, a na panelach podłogowych skończywszy, przywoływało setki wspomnień.
        To tu dorastała. Tu rozwijała swoje pasje. Tu uciekała za każdym razem, gdy wielkomiejski świat i problemy życia codziennego zbyt silnie na nią oddziaływały. To tu miała swoją rodzinę i przyjaciół. Swą przeszłość i i część teraźniejszości.
       A teraz? Właśnie tego dnia, za kilkadziesiąt minut, sama z własnej i nieprzymuszonej woli chciała to wszystko porzucić. W imię czego? Miłości. Oddania. Poświęcenia. Marzeń o bajkowym i szczęśliwym życiu. Z nim.
        Drobne dłonie nerwowo wygładzają materiał sukni ślubnej. Wszystko musi być perfekcyjne. Tak jak On. Jak Jego rodzina. Nie chce żadnej rysy na tym wyidealizowanym obrazku. Nie może jej tam być. Musi pokazać, że pasuje do Niego i Jego świata.
      Przymyka oczy. Serce wali jak oszalałe, a zza lekko rozchylonych, jasnoróżowych warg wydobywa się westchnienie. Słyszy kroki w korytarzu. Czy to już czas? - Myśli. Rozchyla powieki. Drzwi otwierają się z lekkim skrzypieniem. W lustrze widzi odbicie mężczyzny. Jedynej osoby na całym świecie, której tak bardzo nienawidzi. Człowieka, który jednym swym słowem może zniszczyć jej marzenia, plany, a przede wszystkim ten magiczny i bajkowy dzień.
- Dzień dobry. - Szepcze niemal niedosłyszalnie, ledwo wydobywając głos z przerażenia, ale on doskonale wie, co powiedziała.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. - Odpowiada i podchodzi do niej bliżej. - Widzę, że nie zmieniłaś zdania. Nasza ostatnia rozmowa chyba niewiele pomogła, co? - Pyta, od razu przechodząc do najbardziej nurtującego go tematu.
- Mówi pan o tej śmiesznej gadce z dnia wczorajszego? - Stara się mówić hardo, jednocześnie, marząc o tym, by móc być choć w części tak pewną siebie jak on. - Nie. Nie zmieniłam zdania. Kocham pańskiego syna i nic, ani nikt tego nie zmieni. Ani pan, ani pańska żona, a tym bardziej wasze brudne pieniądze. - Dodała, wpatrując się w stojącego przed nią człowieka z czystą nienawiścią, tlącą się w jej brązowych oczach.
- Kochasz go? Nie bądź śmieszna! - Niemal na nią krzyczy, jednak stopuje się, wiedząc że nikt nie może ich usłyszeć. - Może i coś tam do niego czujesz, ale on nigdy z tobą nie będzie. Przynajmniej jeśli chce się nadal nazywać moim synem. Nigdy nie zapominaj co rządzi tym światem. Pieniądze to potęga. Ja je mam, a wiem, że mój syn jest zbyt słaby żeby porzucić to co ma dla dziewuszyska o marnej reputacji i mizernym pochodzeniu.
- On jest ponad to. Kocha mnie i wiem, że nie zostawiłby mnie tylko dlatego, że takie jest pana widzimisię. Pieniądze i pochodzenie to nie wszystko. W życiu licząc się inne wartości. Miłość... - Chciała jeszcze coś dodać, ale już nieźle rozeźlony mężczyzna jej przerwał.
- Na jakim świecie ty żyjesz? Miłość? Nie ma czegoś takiego. Jest tylko władza i potęga, a tak się składa, że te dwie rzeczy, w przeciwieństwie do ciebie, posiadam ja. - Szeroki uśmiech rozkwitł na ustach przyszłego teścia. Wiedział, że teraz ma ją w garści. - Posłuchaj mnie teraz uważnie, głupia dziewucho. - Wycelował w dziewczynę palec wskazujący, niemal dotykając lekkiej koronki na gorseciku sukni. - Mój syn zrobi to, co mu każę. Ty nie masz na niego żadnego wpływu, ja zaś mam ogromny dar przekonywania. - Uśmiechnął się ironicznie, wiedząc, że ma rację. Jego syn, mimo okresu buntu i tak zrobi to, czego się od niego oczekuje. - Lepiej się przebierz i rozpakuj. Nie dojdzie do tego ślubu. Nie pozwolę na to. Wystarczy tylko krótka rozmowa z Jonathanem. - Dodał i odwrócił się na pięcie z zamiarem opuszczenia pokoju.
- Nie ośmieli się pan. - Ostatkiem sił, brunetka starała się wmówić to sobie i stojącemu przy drzwiach mężczyźnie. - Nie zrobi pan tego własnemu synowi.
- Nie znasz mnie dziecko. Dla ratowania honoru rodziny jestem gotów na wszystko. - Niemal ciepło uśmiechnął się do dziewczyny i wyszedł z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi i zostawiając Hope z istną burzą, która toczyła się w jej głowie.
       Brunetka, nieprzejmując się już materiałem sukni, opadła na kanapę. Nie wiedziała co teraz będzie. Wierzyła, że jej ukochany nie posłucha ojca, że wszystko to, co jej kiedykolwiek mówił było prawdą.
         Hope ukryła twarz w dłoniach i cicho załkała. Nad sobą. Nad Jonathanem i nad tym, co miało się stać za chwilę.


2 komentarze:

  1. Cześć :)
    Nie wiem, czy ta przerwa między początkowymi akapitami jest zamierzona, ale nie wygląda za ładnie. Spróbuj poprawić.
    Dialogi nie do końca są poprawne, warto zajrzeć do jakiejkolwiek książki i samemu dojść do tego, gdzie popełnia się błąd.
    Jak na prolog tekst jest taki, jak lubię: nie za długi, lekko wprowadzający i budzący apetyt na więcej.
    Z tego, co pamiętam, niewiele się zmieniło, ale i tak jestem ciekawa, czy nie przyszykowałaś czegoś nowego.
    Mówiłam Ci już, że tu zostaję? Nie? To już wiesz :D

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. :) Problem z odstepami pojawił się w moemncie wstawienia akapitów w edycji html post a, ale spróbuję to naprawić. Dialogi również. Wyszłam z wprawy w pisaniu i pewnie długo jeszcze będą pojawiać się kwiatki w kolejnych częściach historii. Co do samego powiadania, początek może być podobny, jednak resztą może się zmienić, bo Nowa koncepcję mam. :)

      Usuń